Kochani,
Dotknąłem dziś bardzo pięknej i wrażliwej Duszy. Proces zostaje między tą osobą a mną, ale mogę się podzielić jak poczułem pewien fenomen energetycznie.
Podczas rozmowy w przestrzeni ust, żuchwy poczułem nieskończoną przestrzeń. Dosłownie, jakby dolna część twarzy mi zniknęła i wypełniła się nieskończonością! (Rysunek w błękitach).A wczoraj podczas medytacji zobaczyłem obraz, który również spróbowałem oddać – zmierzch, ciemna postać chodzi nad jeziorem. Ale ma skrzydła anielskie. Świetliste i lekkie, pełne boskości. I te dwa obrazy uderzyły mnie. Te postacie to my. I będziemy tak chodzić, błądzić o zmierzchu zanim sobie nie przypomnimy, że jesteśmy boskimi istotami. Że boskość, piękno, doskonałość to integralna część nas.
I nie jesteśmy tylko odpowiedzialni za siebie. Ale za innych, aby im przypomnieć o ich boskości.
Nigdy ich nie deprecjonować czy dyrektywnie ukierunkować, nie oceniać i nie krytykować. Dziś do mnie przyszło – na ile dasz drugiemu człowiekowi – swoją bezwarunkową miłość, uważność, akceptację, współczucie – na tyle stworzysz przestrzeń, aby człowiek stał się samym sobą, a co za tym idzie – przebudził się do siebie, do Boga w sobie!
Mam wrażenie, że to nasza misja na ten czas. Otaczać ludzi tą miłością, stwarzać przestrzeń do przebudzeń, bo to loguje nowe matryce i energie na Mamie Ziemi.
Dobroci,
Mateusz

